O świcie niebo miało miodowy kolor
Wiatr wygrywał złowrogo na gałęziach drzew
A księżyc ostatkiem pełni
Rozświetlał moją drogę
Szłam z psem szukając nadaremnie Juliana
Mojego Młynarza
Z bajkowej krainy
Pies węszył, ale co chwilę tracił trop
Potem zobaczyłam go wśród drzew
Stał przyglądając mi się obojętnie
Odeszłam- nie chciałam być z kimś
Kto da mi parę słów na osłodę
I wtedy zrozumiałam
Że to nie był Julian
Tylko Irek
Zimny biznesmen z rzeczywistości
Month: kwiecień 2022
Wilczyca
Przed nocą bolała mnie dusza
I smutek grał we mnie
Ten cymbał brzmiący
wraz z darem prorokowania
I chciałam w tej pełni księżyca i wichurze
Być samicą Alfa z moim samcem Alfa
Biec na czele watahy
Prowadzić stado ku szczęściu
Bo mówię językami ludzi i Aniołów
I znam tajemnice i mam wiedzę
Ale byłam tylko czarownicą –
Samotną wilczycą
Zawyłam………
Kto ukradł mi dziecko ?

To była noc z 29 na 30 marca tego roku. Tuż przed nowiem w Baranie, który miał przynieść wiosenny
powrót do życia i siłę wyzwalającą od tego wszystkiego, co w sobie tłumiłam , wyrażanie mojej niezgody,
złości, granic potrzeb, mówienia tego na co nie ma mojej zgody.
Czego potrzebujesz Koletto?
Wybudzona o świcie ze snu, o godzinie 5:15, snu w którym każda postać z przeszłości, zadaje ból i
pozostawia mokre, czarne ślady na poduszce i na mnie.
Woda oczyszcza. Prysznic, którym się obmywam i wizualizuję smołę, która jest we mnie i na mnie-
spływa do otworu w wannie do momentu aż krystaliczne krople pokryją moje ciało.
Nadchodzi ulga, świadomość, że ja tylko śniłam, że to się nie zdarzyło i nie zdarzy. A teraz jestem tu w
bezpiecznej przestrzeni mojego mieszkania. I rozglądając się po pokojach emanujących dobrą energią
dostrzegam brak czegoś, co jest silnie ze mną powiązane . Jeszcze nie wiem co to jest, ale w stanie
alfa, w którym nadal pozostaję wierzę że niebawem zobaczę to w moim umyśle . To zawsze nadchodzi z
pierwszym łykiem palonej kawy. Kiedy podnoszę zielony kubek do ust, ciesząc się jego ciepłem.
Dlaczego jest tak zimno? Nieustannie zimno – prócz chwil, gdy jesteś ze mną. Wiosna przyszła w tym
roku bez ciepła i bez słońca. A to, że jest pokazała mi magnolia wypuszczając pąki , które rozkwitną lada
dzień. Mirabelka pod moim oknem pyszni się białymi kwiatami. I szpaler drzew dzikich śliwek zachwyca
fioletowym kwieciem. Czakry korony wiążące mnie ze Wszechświatem.
Co do Ciebie przychodzi tego poranka przed nowiem Koletto ?
Ciemny pokój w mieszkaniu. I astrolożka z czarną aurą, bez cienia empatii. Jej słowa wbijają się we mnie
jak sztylety. Wychodząc od niej zły spływają mi po twarzy. A czarna postać w wąskim obskurnym
przedpokoju, do którego nie dochodzi żaden promień światła żegna się ze mną słowami: „ Nie ma co
płakać, to wszystko prawda”.
Och tamta Koletto, niepewna siebie dwudziestosiedmiolatko, gdybyś posiadała świadomość siebie i
wiedzę, którą masz teraz. Nie dałabyś się zranić, wmówić sobie tych wszystkich okropnych rzeczy. Na
dworze w promieniach Słońca, strząsnęłabyś z siebie jej słowa, bo ich miejsce było w rynsztoku. A łzy
zamieniłabyś w śmiech. I posłała astolożce dobrą energię. Bo nikt nie ma prawa kształtować Twojej
przyszłości. To Ty jestem mocą stwórczą.
Dlatego z pierwszym blaskiem świtu pozbywam się dzisiaj jej i jej mrocznych przepowiedni. Ale jeszcze
w wyobraźni na chwilę powrócę do mieszkania astrolożki i jej wysyczanych, wężowatych słów.
„ W poprzednich wcieleniach byłaś kobietą, która mieszkała we Włoszech i sporządzałaś pyszne wino.
Miksturę, którą poiłaś mężczyzn, żeby ich otruć”.
Potem przychodzą do mnie inne słowa, nie pamiętam już czy jej, czy też innej wróżki- Akimy:
„ Koletto, Twoja ostatnia inkarnacja to mężczyzna. Byłaś lekarzem, który jeździł po całym świecie i leczył
ludzi. Nie miałaś dzieci. Celem Twojego teraźniejszego życia jest posiadanie dziecka”.
O czym śniłaś Koletto ?
W śnie spotkałam mojego chłopaka ze studiów, z którym byłam kilka lat. Tomek , bo tak miał na imię,
był teraz mężem Kasi – swojej licealnej miłości. Z biegiem snu zbliżyliśmy się bardzo do siebie, ale on
któregoś dnia stanął przede mną i powiedział mi : „ Kocham Kasię”.
Tomek nosił w sobie tajemnicę. I wyjawił mi ją, choć tego nie chciał, ale bardzo mu ciążyła.
„ Muszę Ci coś wyznać. Mam Twoje dziecko”. – wyznał.
Było to kuriozalne, bo ja nie urodziłam nigdy dziecka.
Latorośl wychowywali rodzice Tomka. Tak bardzo chciałam je zobaczyć, że postanowiłam pójść do
niedoszłych teściów, którzy zawsze darzyli mnie ogromną sympatią. Miałam ogromną potrzebę poznania
swojego dziecka. Weszłam do mieszkania, w którym kiedyś spędziłam tyle dobrych chwil, jednak mama
Tomka była dla mnie okrutna i wyrzuciła mnie z domu. Nie poznałam więc swojego potomka. Dziecko w
sennym obrazie zmieniało się i przybierało różne postacie. Raz było czteroletnim chłopcem bardzo
podobnym do mojej siostry i młodego człowieka ze zdjęcia, które posiadam i być może ten mężczyzna
jest moim biologicznym dziadkiem. Innym razem mój syn miał moje blond włosy i brązowe oczy Tomka,
otoczone czarnymi rzęsami i wyrazistymi, gęstymi brwiami w tym samym kolorze.
Dowiedziałam się, że w sądzie jest rozprawa o ustalenie ojcostwa dziecka i udałam się tam. Przed salą
rozpraw stał siedmioletni chłopiec. Był otyłym, wyrośniętym jak na swój wiek chłopcem. Zagubionym i
przygaszonym. Na głowie miał czapkę z daszkiem.
W sądzie spotkałam wiekową adwokatkę, którą znam i nie żywię do niej pozytywnych uczuć. Była ze
swoim mężem. Dziecko nosiło ich nazwisko. Powiedziała mi jak mój syn ma na imię, ale ja nie mogłam
zapamiętać tego imienia. Nie wiedziała, jak mam zwrócić się do mojego syna. Patrzyłam tylko na niego z
niewielkiej odległości. Prawniczka i jej małżonek izolowali mnie od dziecka, nie chcieli, żebym podeszła
do niego. To była jakaś granica, której nie potrafiłam pokonać.
Jak okazało się rozprawa nie była w przedmiocie ustalenia ojcostwa, a dotyczyła sporu opiekunów
dziecka o zaszczepienie siedmiolatka przeciwko covid.
Bardzo miła sędzia, zapytała mnie o zdanie.
I wówczas obudziłam się zlana potem.
Co przyniósł stan alfa Koletto ?
Wchodzę do studia tatuażu. Potrzebuję mieć na ciele obraz Buddy medytującego na kwiecie lotosu.
Kasia malująca na ciele arcydzieła, jest również malarką. Jej obrazy zawieszone na ścianach i ten który
przykuwa moją uwagę – przedstawiający płód – dzieło w odcieniach fioletu. Wiem, że ten obraz jest ze
mną połączony jakąś pozaziemską siłą. Mandala, która przynależy do mnie i ja do niej. Listopada 2019.
I widzę ten obraz dzisiaj i wiem, że to on jest tą brakującą częścią w moim mieszkaniu.
Odbieram mandalę w mieszkaniu Kasi i czuję ten moment podniosłości. Ona rozstaje się ze swoim
dziełem, które stworzyła w 2010 roku i była z nią przez dwanaście lat. Nie musimy sobie tego mówić, ale
podświadomość podpowiada nam, że tak musi być.
Obraz „Nirwana” z cyklu mandale Kasi Bors.
Wszyscy rodzimy się dobrzy. Płód w łonie matki ma twarz zamyślonego dorosłego człowieka, który
przeżył już wiele wcieleń. Z pochyloną głową zastanawia się, jaką drogę wybrać. Połączone z nim
postaci symbolizują trudne ścieżki, niektóre namawiają do opowiedzenia się za wędrówką, w której nie
będzie on dobrym człowiekiem. Nie ma znaczenia jednak, którą drogę wybierze promienie światła
doprowadzą go do radości, a ta do Nirwany. Rodzimy się dobrzy i ostatecznie dobrzy będziemy
osiągając wieczne szczęcie. To jest przesłanie Kasi do świata.
Nów w Baranie 1 kwietnia 2022 roku.
Początek nowego. Wraz z wiosną domykam cykl, który zaczął się z zimie. Pożegnałam to co nie
wykiełkowało i daję energię temu, co właśnie zaczyna wzrastać. W znaku Barana spotkały się Słońce i
Księżyc oraz pojawiła się iskra, która zapali ognisko. Jestem pełna życia i otwarta na tworzenie.
Właściwie to już kreuję przyszłość, bo przecież sensem mojego życia jest bycie szczęśliwą i dzielenie się
szczęściem z innymi.